Twój koszyk jest obecnie pusty!
Dziś, 2500 lat później, patrząc na własny mózg współpracujący z ChatGPT, muszę przyznać: stary filozof wiedział, o czym mówi.
Nasza cywilizacja zbudowana jest na protezach poznawczych. Pismo zastąpiło pamięć ustną. Kalkulator wyręczył nas w liczeniu. GPS zwolnił z obowiązku orientowania się w terenie. Każda z tych technologii to umowa faustowska: zyskujemy moc, tracąc sprawność.
Najnowsze badania prof. Kosmyny i zespołu z MIT pokazują, jak głęboko sięga ten proces. Kiedy używamy ChatGPT do pisania tekstów, aktywność naszego mózgu spada – szczególnie w obszarach odpowiedzialnych za kreatywność i planowanie językowe. To nie metafora: fMRI pokazuje, jak gasną rejony kory przedczołowej, gdy AI przejmuje ciężar formułowania myśli. Osoby regularnie korzystające z asystentów AI wykazują mniejszą aktywność w regionach mózgu związanych z pamięcią semantyczną i przetwarzaniem języka.
To nie pierwszy raz, gdy technologia zmienia naszą neurologię. Badania nad londyńskimi taksówkarzami wykazały, że intensywne trenowanie orientacji przestrzennej powiększa hipokamp. Co się stanie, gdy GPS całkowicie zastąpi tę umiejętność? Odpowiedź już znamy: młodsze pokolenia wykazują deficyty w zadaniach wymagających wyobraźni przestrzennej.
Ale może właśnie o to chodzi? Może ewolucja kulturowa polega na outsourcingu funkcji poznawczych? W końcu nie narzekamy, że nie potrafimy polować mamutów ani rozpalać ognia krzesaniem. Poza tym nasz mózg ma ograniczenia – jego eksternalizacje już nie. Poza tym istnieje w końcu choćby takie morskie zwierzę, jak osłonica: po zakończeniu stadium larwalnego, kiedy znajdzie dobre miejsce do osiedlenia się, pozbywa się mózgu, redukując go do prostego zwoju nerwowego, bo myśleć już więcej potrzebować nie będzie, a używanie mózgu to przecież niebagatelny wysiłek energetyczny, z punktu widzenia ewolucji najwyraźniej zbędny. „Nic to, byle nie myśleć!”, chciałoby się powtórzyć za Kwarcowym robotem z „Cyberiady” Lema.
Problem w tym, że tracimy coś więcej niż umiejętności. Tracimy zdolność do głębokiego myślenia. Gdy Google odpowiada na każde pytanie w 0,3 sekundy, po co zastanawiać się dłużej? Gdy ChatGPT formułuje za nas e-maile, po co ćwiczyć precyzję wyrażania? Badania z MIT pokazują, że studenci używający AI do pisania esejów nie tylko gorzej radzą sobie z samodzielnym pisaniem później, ale też wykazują płytsze zrozumienie omawianych tematów.
Neuroplastyczność działa w obie strony. Mózg, którego nie używamy, zanika. Eksperymenty z wykorzystaniem neuroobrazowania dowodzą, że już po kilku tygodniach regularnego korzystania z asystentów AI zmniejsza się gęstość połączeń synaptycznych w obszarach językowych mózgu.
Paradoks polega na tym, że nigdy nie byliśmy bardziej „inteligentni” – w sensie dostępu do informacji i narzędzi – a jednocześnie nigdy tak mało samodzielni poznawczo. Jesteśmy jak kulturyści na sterydach: imponujący na pierwszy rzut oka, bezradni bez chemicznego wspomagania. Nie chodzi o technofobię. Chodzi o świadomość ceny. Każda proteza poznawcza to wybór: zyskujemy wydajność, tracimy sprawność. Problem w tym, że dokonujemy tych wyborów bezrefleksyjnie, prowadzeni przez wygodę i presję czasu.
Może odpowiedzią jest świadome balansowanie? Używanie GPS-u w obcym mieście, ale ćwiczenie orientacji w znanym terenie? Korzystanie z ChatGPT do zbierania materiału, ale pisanie własnoręcznie? Inaczej mówiąc, rozumnie wdrożenie postulatu Me+AI, czyli traktowanie technologie jak narzędzia, nie zastępstwa.
Bo alternatywa jest prosta i przerażająca: staniemy się pokoleniem kognitywnych kanapowców, niezdolnym do samodzielnego myślenia bez algorytmicznego wsparcia – jak w Pompie numer sześć Paulo Baciugalupiego. Socrates przewracałby się w grobie. Albo nie – w końcu dokładnie to przewidział.