ZmAIstruj sobie apkę, czyli jak przechytrzyć złodzieja uwagi

Czas, uwaga i zdrowie to nasze najcenniejsze zasoby. Tymczasem rozdajemy je za darmo wpadając w sieci zastawione przez korporacyjnych graczy. Ale możemy zmienić oblicze tej nierównej walki. Z pomocą przychodzi nami AI, które na szczęście nie rozumie jeszcze w pełni, czym jest potęga pieniądza.

Niedawno skończyłem czytać książkę Johanna Hari pt. Złodzieje: co nas okrada z uwagi (JK Wydawnictwo, 2023). Choć z samym autorem wiąże się kilka kontrowersji (oskarżenia o plagiaty i manipulacje w przeszłości), uważam, że to wartościowa lektura. Warta jest polecenia szczególnie tym osobom, które – podobnie jak ja – odczuwają, że nieustannie tracimy czas, że naszą uwagę pochłaniają rzeczy totalnie bezwartościowe. I że właściwie dzieje się to poza naszą kontrolą. Choć książka nie do końca oferuje skuteczną receptę na ten problem, w klarowny sposób opisuje przyczyny obecnej sytuacji i skłania do refleksji.

Hari pokazuje, że jest wiele zjawisk, które destrukcyjnie wpływają na naszą umiejętność efektywnego skupiania się: od nieustannego pośpiechu i przełączania kontekstu, przez stres i złą dietę, aż po zanieczyszczenia środowiska i chroniczne przemęczenie. Najwięcej uwagi jednak poświęca nowoczesnym technologiom. Piętnuje to, jak śledzą i manipulują naszymi potrzebami oraz psychiką. Przygląda się także mechanizmom, które wpływają na uzależnienie od internetu, a zwłaszcza od mediów społecznościowych. Dynamiczny rozwój tych ostatnich zaczął wyzwalać w nas zachowania, które z czasem (w mniej lub bardziej zauważalny sposób) zaczęły stawać się patologiczne.

Ponad 65% ludzi na świecie korzysta obecnie z sieci, niewiele mniej z mediów społecznościowych i serwisów streamingowych. Choć praktycznie wszyscy robią to na urządzeniach mobilnych, równocześnie ponad 60% z nas wciąż przegląda sieć na laptopach i komputerach stacjonarnych. Już teraz statystyki dotyczące uzależnień od korzystania z internetu oraz mediów społecznościowych są wg wielu alarmujące.


Użytkownicy internetu i mediów społecznościowych na świecie, październik 2024.
Żródło: statsta.com

Moją (jak i wielu osób, które znam) relację z internetem można by określić jako „love-hate relationship”. Dodam też, że nie korzystam z X (ex-Twitter), Instagrama, Snapchata, a tym bardziej z TikToka. Współpraca z hAI Magazine niejako wymusza intensywniejsze korzystanie z internetu, w tym z YouTube’a czy LinkedIna – na to oczywiście nie narzekam. Jednak podczas lektury książki Hariego zacząłem baczniej przyglądać się swojej higienie cyfrowej, co z kolei poskutkowało identyfikacją najbardziej skutecznych złodziei mojej uwagi. Uzbrojony w narzędzia AI postanowiłem stawić im czoła.

Moje rozwiązania oparłem na wtyczkach dla przeglądarki Chrome. Celowo skupiłem się na komputerze stacjonarnym, bowiem na telefonie komórkowym aplikacje SM mam ograniczone do niezbędnego minimum. A to tam firmy mają większą kontrolę nad naszym zachowaniem (min. dzięki powiadomieniom i pełnemu śledzeniu). W nich też trudniej dokonywać takie zmiany,  jakie umożliwiają wtyczki. O tym jak dokładnie z nimi pracować pisałem w tym artykule na hAI Magazine.

Wyrolowani

Zacznijmy od największej „zbrodni” na uwadze ludzkości – krótkich treści wideo. To na nich potęgę zbudował TikTok, który dzięki sprawnym algorytmom potrafi błyskawicznie stworzyć feed zapełniony filmikami idealnie dopasowanymi do naszych zainteresowań. Te krótkie formy wideo są obecnie uznawane za najbardziej uzależniające i destrukcyjne dla naszej uwagi, zwłaszcza u dzieci i młodych ludzi. W ślady TikToka poszli oczywiście pozostali wielcy gracze, tacy jak Facebook, Instagram czy YouTube.


Shorts na stronie głównej Youtube zajmują już więcej miejsca, niż regularne filmy

YouTube jest platformą, na której subskrybuję wiele ciekawych kanałów. Korzystanie z AdBlocka pomaga ograniczyć niechciany kontent (czyli reklamy), ale jednocześnie ogranicza zarobek twórców. Dlatego też nie korzystam z niego na YT. Moim największym utrapieniem stały się tzw. Shortsy. Ileż to razy, zaciekawiony miniaturką od ulubionego twórcy, wpadałem w wir coraz to kolejnych, zupełnie bezsensownych filmików. Kiedyś YouTube oferował możliwość całkowitego ich wyłączenia w ustawieniach. Obecnie można jedynie skorzystać z opcji „nie interesuje mnie to”, która ukrywa je na 30 dni. A co, gdyby tak dało się pozbyć ich na stałe?

Na sojusznika w walce o mój czas i uwagę wybrałem model Gemini 2.0 Flash dostępny w Google Ai Studio:

Napisz wtyczkę do przeglądarki Chrome, która ukryje sekcję/półkę o tytule "Shorts" - zawiera ona propozycje krótkich filmów.

Aplikacja powinna skutecznie działać:

1. na stronie głównej serwisu (www.youtube.com), gdzie Shorts są pokazywane między filmami,


2. na każdej stronie z konkretnym video (na przykład www.youtube.com/watch?v=JaUCiKTNBxQ), gdzie Shorts są pokazywane w kontenerze z rekomendacjami z prawej strony ekranu


3. na profilach twórców, (na przykład https://www.youtube.com/@TikTok), gdzie Shorts są pokazywane między filmami

Przygotuj kod dla wszystkich potrzebnych plików takich jak: manifest, content czy styles.

Powyższy prompt wygenerował wszystkie niezbędne pliki. Po wyczyszczeniu cache przeglądarki i załadowaniu wtyczki udało się bezbłędnie ukryć „półki” z Shortsami we wszystkich wskazanych miejscach. Warto jednak zaznaczyć, że YouTube regularnie zmienia swój kod (częściowo w wyniku wojny z AdBlockiem), więc w przyszłości –  jeśli elementy strony takie jak selektory CSS (klasy lub ID) ulegną zmianie lub staną się bardziej zawiłe (patrz niżej) – wtyczka może wymagać aktualizacji. Na chwilę obecną powyższy prompt w zupełności wystarcza. Nie jest jednak skuteczny w przypadku kolejnego złodzieja…

Disconnecting people

…czyli Facebooka. Platforma Zuckerberga już dawno przestała być miejscem łączącym ludzi – korzystam z niej przede wszystkim, by śledzić ulubionych artystów i aktywności w grupach tematycznych. Ale i tu jest kilka elementów, które często potrafią odciągnąć moją uwagę nie dając nic wartościowego w zamian. W tym oczywiście tzw. rolki. Na chwilę obecną Meta AI nie jest dostępna w Europie przez brak porozumienia z Unią Europejską w sprawie z AI Act. Dlatego po pomoc udałem się do dobrego znajomego, czyli Claude’a. Poniżej prompt, który skutecznie odesłał złodzieja uwagi w niebyt:

Napisz wtyczkę do przeglądarki Chrome, która ukryje następujące elementy na stronie głównej Facebooka:

- sekcję przypisaną do atrybutu: aria-label="Rolki"

- sekcję przypisaną do atrybutu: aria-label="Osoby, które możesz znać"
- sekcję przypisaną do atrybutu: aria-label="panel relacji"

W tworzeniu kodu uwzględnij fakt, że Facebook może dynamicznie generować nowe elementy przy każdym załadowaniu strony; obserwator DOM zawarty w kodzie wtyczki ma uwzględniać takie zachowanie. Również selektory aria-label mogą zostać zmienione przez Facebook.

Przygotuj kod dla wszystkich potrzebnych plików takich jak: manifest, content czy styles.

Tym razem w prompcie wskazałem konkretne elementy w strukturze HTML strony obsługujące: rolki, rekomendacje znajomych oraz ich relacje. Można je zidentyfikować poprzez kliknięcie prawym przyciskiem myszy na ekranie i wybranie opcji „Zbadaj”. Facebook dynamicznie generuje wiele elementów i dlatego po pewnym czasie złodzieje mogą pojawiać się ponownie. Ale wtedy i Claude’a można poprosić o ulepszenia. Nie jest to może rozwiązanie idealne, bo mogą pojawiać się np. przerwy między sekcjami albo, jak na screenie poniżej, nie wszystko zostanie ukryte. Jednak najwięksi złodzieje czasu zostali zneutralizowani.


Wtyczka schowała rolki, ale zostawiła tytuł sekcji. Jest on jednak mniej absorbujący niż same filmiki

Scrolowanie zagłady

Tym razem na warsztat wziąłem LinkedIn. Z oczywistych względów obecnie platforma ta jest zalewana wszelkiego rodzaju treściami dotyczącymi AI – czasem inspirującymi, a czasem kompletnie bezwartościowymi. I tutaj do głosu dochodzi kolejny wielki złodziej naszej uwagi – doom scrolling. Z jego genezą możecie zapoznać się w przytoczonej wyżej książce „Złodzieje…” Czas, który spędzam na LinkedIn często wydłuża się w nieskończoność, bo przecież i feed nie ma końca. Dlatego postanowiłem powrócić do źródeł. Tym razem skorzystałem z asystenta Copilot firmy Microsoft. Obecnie według mnie najsłabiej radzi sobie z zadaniami programistycznymi. Co ciekawe inny Copilot tej samej firmy (ten dostępny w GitHubie) stał się już standardem jeśli chodzi o wsparcie developerów. Poniższy prompt to efekt finalny, który wypracowałem po kilku próbach:

Napisz wtyczkę do przeglądarki Chrome, która na stronie LinkedIn, po wyświetleniu "x" kolejnych postów o dowolnej zawartości:

1. pokaże na ekranie popup z textem „Przeczytałeś właśnie „x" postów. Może warto zająć się czymś innym?”.

2. Pod tekstem ma się znajdować tylko przycisk OK, który po naciśnięciu zamknie popup i pozwoli na dalsze czytanie postów.

3. Wartość „x" określa liczbę przeczytanych postów, przy czym ma ona maleć po każdym wyświetleniu popupu.

4. Dodatkowe atrybuty:

- Wartość startowa „x" = 20
  - Inkrement malejący „x" = 5
  - Po doprowadzeniu wartości „x" do zera wyświetla się modal „Koniec na dziś! Idź na spacer".


Przygotuj kod dla wszystkich potrzebnych plików takich jak: manifest, content czy styles.

Możecie dowolnie ustalać wartości „x” i modyfikować tekst, by odpowiednio dosadnie informował, jak tracicie czas. Jeśli bardzo często korzystacie z LinkedIna, fajnym pomysłem może być wtyczka, która ukryje content starszy niż np. dwa lub trzy tygodnie. Tu jednak trzeba się bardziej nagimnastykować, bowiem platforma nie pokazuje dokładnych dat postów. Dlatego trzeba poinstruować wtyczkę jak ma identyfikować sygnatury czasowe.


OK i Anuluj robią dokładnie to samo; zawsze jest miejsce na usprawnienie 🙂

Proponowane przeze mnie odzyskiwacze uwagi adresują tylko niewielki fragment bogatego katalogu absorbujących mechanizmów stosowanych w internecie. Jeśli chcecie kompleksowo zadbać o swoją higienę cyfrową, możecie sprawdzić aplikację Freedom. Jest ona dostępna na wszystkie platformy i oferuje wiele ciekawych funkcji. Opłata typu lifetime kosztuje 99 USD.

Dawid i Goliat

Johann Hari zachęca, by nie obwiniać siebie za porażki, które możemy ponosić w walce o naszą uwagę. Obszernie tłumaczy dlaczego jest ona tak nierówna. Ponieważ książka została wydana w 2022 roku, to z oczywistych względów autor głębiej nie porusza w niej dodatkowych zagrożeń jakie niesie za sobą sztuczna inteligencja. Wzrost jej wydajności, a zwłaszcza łatwość i niski koszt tworzenia generatywnego, w pełni spersonalizowanego kontentu, sprawiają, że ta walka pewnie stanie się jeszcze trudniejsza. Ale tu z pomocą przewrotnie przyjść mogą nasi osobiści Agenci AI, którzy stanowić będą osobistą forpocztę w poszukiwaniu wartościowych treści.

„Należy zorganizować się i dać temu opór – siłom podkładającym ogień pod naszą uwagę i zastąpić je takimi, które pomogą odzyskać nam zdrowie”.

W końcowych wnioskach propozycje Hariego mogą się wydawać mocno dyskusyjne: rezygnacja z ciągłego wzrostu gospodarczego czy 4-dniowy tydzień pracy. Czy też ekstremalne, jak zakup specjalnej skrzynki na telefon komórkowy, z zamkiem czasowym. Nie musimy jednak czekać, aż ludzkość w pełni uzna istnienie problemu i zdecyduje się na systemowe rozwiązania. Możemy sami spróbować wprowadzać zmianę małymi krokami. 

Powodzenia!

PS. Wiele ddobrych rzeczy w zakresie edukacji o higienie cyfrowej robi Fundacja Dbam o Mój Zasięg. W szczególności jest warta polecenia rodzicom.

Senior Product Manager w branży IT, obserwator świata tech i AI, muzyk-amator, wielbiciel kotów rasy Devon Rex

Podziel się

Może Cię zainteresować