Twój koszyk jest obecnie pusty!
Wyobraź sobie, że jesteś szefem w firmie technologicznej i nagle dowiadujesz się, że każdy nowy specjalista z zagranicy będzie cię kosztował dodatkowe 100 tysięcy dolarów. Taki „prezent” przyszykował firmom Biały Dom, ogłaszając nową jednorazową opłatę przy nowych wnioskach o popularne wizy pracownicze H-1B. Decyzja rozhuśtała nastroje i zmusiła korporacje do szybkich kalkulacji, a ekspertów do pytań o przyszłość Doliny Krzemowej.
Prezydent USA, Donald Trump, podpisał rozporządzenie, a przez branżę przetoczyła się fala paniki. Pierwsze doniesienia mówiły o opłacie 100 tysięcy dolarów rocznie. W firmach takich jak Microsoft czy Amazon rozdzwoniły się telefony, a część pracowników na wizach H-1B dostała alerty, by nie wyjeżdżać albo szybko wracać do USA przed wejściem zmian. W kolejnych godzinach Biały Dom doprecyzował, że chodzi o opłatę jednorazową za wniosek, bez wpływu na posiadaczy ważnych wiz i na odnowienia, a sama zmiana praktycznie dotyczy nowych aplikacji od cyklu 2026.
Dodatkowo rozporządzenie jest przewidziane na 12 miesięcy z możliwością zwolnień w interesie narodowymprzyznawanych przez DHS. To ważne furtki, które zmieniają wagę problemu w dłuższym horyzoncie.
Kto dostaje po kieszeni i dlaczego Indie wstrzymały oddech?
Opłata, choć jednorazowa, to poważny koszt dla szerokiego spektrum firm. Najwięksi gracze (Amazon, Microsoft, Meta) zatrudniają tysiące specjalistów na H-1B, więc ich rachunek rośnie dramatycznie. Start-upy i mniejsze spółki odczują to najmocniej: 100 tysięcy dolarów za jednego kluczowego pracownika może zablokować rekrutację i rozwój.
Skala? Limit programu to 85 tysięcy wiz rocznie (65 tys. + 20 tys. dla absolwentów z USA). W 2024 r. 71%zatwierdzonych beneficjentów pochodziło z Indii, a ok. 12% z Chin. Nic dziwnego, że po ogłoszeniu decyzji indyski subindeks Nifty IT spadł ok. 3%.
Jak firmy odpowiedzą na cios? AI i praca zza granicy
Nowa opłata wymusza alternatywy. Zamiast płacić fortunę za relokację jednego inżyniera do USA, firmy będą szły dwiema ścieżkami:
- więcej pracy poza USA i wzmacnianie centrów R&D w Polsce, Meksyku czy Indiach,
- przyspieszenie automatyzacji i inwestycji w narzędzia AI, żeby podnieść produktywność zespołów.
Ekonomiści i analitycy ostrzegają, że ta reakcja może w efekcie osłabić innowacyjność w USA, skoro część zadań i talentu zostanie poza granicami.
Czy to w ogóle legalne i co z tą „złotą kartą”?
Prawnicy imigracyjni podnoszą, że opłaty urzędowe powinny pokrywać koszty administracyjne, a nie służyć jako instrument polityki przemysłowej, więc pozwy są niemal pewne. Równolegle administracja promuje „złotą kartę” dla inwestorów. W doniesieniach pojawiają się różne progi (najczęściej 1 milion dolarów, w innych materiałach 5 milionów), co pokazuje, że szczegóły wciąż się kształtują. W praktyce tworzy to dwa wejścia do Ameryki: jedno dla bardzo zamożnych, drugie — teraz znacznie droższe — dla wysoko wykwalifikowanych specjalistów.
Test dla atrakcyjności USA
Nowa opłata za wizę H-1B to nie tylko problem księgowy. To test konkurencyjności amerykańskiego rynku technologii. Firmy już przebudowują strategie zatrudnienia, stawiając na globalne zespoły i automatyzację. Pytanie brzmi: czy USA, mimo dokładania przeszkód, wciąż pozostaną najlepszym miejscem do kariery w technologii? Najbliższe miesiące pokażą, czy globalny talent jest gotów zapłacić tak wysoką cenę za amerykański sen.