Twój koszyk jest obecnie pusty!
Nick Bostrom z Uniwersytetu Oksfordzkiego w 2003 roku zaproponował argument, który spędza sen z powiek filozofom i fizykom. Jego „trylemat symulacyjny” brzmi prosto: albo cywilizacje wymierają przed osiągnięciem zdolności do tworzenia realistycznych symulacji Wszechświata, albo z jakiegoś powodu nie chcą ich tworzyć, albo… prawdopodobnie w jednej z nich żyjemy.
Sami pomyślcie: w samej Drodze Mlecznej jest paręset miliardów gwiazd. Galaktyk w obserwowalnym Wszechświecie, według obecnych szacunków – nawet dwa biliony (tysiące miliardów). Jeśli bardzo zaawansowana cywilizacja pojawiała się dotychczas niezwykle rzadko, zaledwie przy jednej gwieździe na miliard, powstało już ich paręset bilionów.
Z kolei jeśli zaawansowane cywilizacje mogą tworzyć realistyczne symulacje rzeczywistości, to prawdopodobnie każda, która tę technologię opracuje, stworzy ich, konserwatywnie licząc, tysiące – tak jak my tworzymy choćby symulacje pogodowe. Łatwo policzyć zatem, że do 1 lipca 2025 przed południem we Wszechświecie mogło powstać, bagatela, setki tysięcy bilionów symulacji. Setki tysięcy bilionów kontra jeden prawdziwy świat – sami pomyślcie: jaka jest szansa, że żyjecie akurat w tym prawdziwym?
Co ciekawe, fizycy znajdują dowody wspierające tę tezę. Silas Beane z Uniwersytetu Waszyngtońskiego zauważył, że gdybyśmy żyli w symulacji, przestrzeń mogłaby być dyskretna – jak piksele na ekranie. I zgadnijcie co? Mechanika kwantowa sugeruje, że przestrzeń może mieć najmniejszą możliwą jednostkę – długość Plancka (10^-35 metra). To jak rozdzielczość monitora, tylko że bardzo, bardzo wysoka.
James Gates Jr. z Uniwersytetu Maryland odkrył coś jeszcze bardziej zastanawiającego. Badając równania opisujące supersymetrię – teorię, która próbuje połączyć wszystkie siły w przyrodzie – natknął się na struktury matematyczne zwane „adinkrami”. W ich wnętrzu znalazł coś, co dla niektórych przypomina kody Hamminga – służące do korekcji błędów, identyczne z tymi używanymi w komputerach. Gates sam przyznał, że to odkrycie sprawiło, że zaczął brać hipotezę symulacji poważniej.
Z kolei opublikowana w maju tego roku praca naukowa Melvina M. Vopsona proponuje, że grawitacja może być dowodem na to, że żyjemy w symulacji komputerowej, wykazując że siła grawitacji wynika z drugiej zasady infodynamiki (która wymaga zmniejszania entropii informacyjnej), co sugeruje że przyciąganie grawitacyjne to w istocie mechanizm optymalizacji obliczeniowej mający na celu kompresję danych i redukcję mocy obliczeniowej potrzebnej do symulowania Wszechświata. Vopson wyprowadza prawo grawitacji Newtona z zasad teorii informacji, argumentując że materia skupia się grawitacyjnie, ponieważ łatwiej jest obliczeniowo śledzić jeden duży obiekt niż wiele małych cząstek.
Jak się zastanowicie nad tym głębiej, wszystko zaczyna wyglądać podejrzanie. Prędkość światła – brzmi jak ograniczenie sprzętowe. Zasada nieoznaczoności Heisenberga? Optymalizacja zasobów – po co renderować cząstki, których nikt nie obserwuje? A czarne dziury to pewnie miejsca, gdzie ktoś podzielił przez zero.
Elon Musk, który najwyraźniej ma za dużo wolnego czasu między wysyłaniem rakiet i projektowaniem samochodów, twierdzi, że szanse na to, że żyjemy w „bazowej rzeczywistości”, to jeden do miliardów. Neil deGrasse Tyson daje pół na pół.
Jeśli to prawda, mam tylko jedną sugestię do Wielkiego Programisty: następnym razem proszę o tryb kreatywny, a nie survival. I jeszcze parę cheat codes.
Felieton powstał we współpracy z Nową Fantastyką i jest dostępny także pod tym adresem.