Twój koszyk jest obecnie pusty!
Problem śmierci nurtuje nas, jako gatunek, od kiedy istniejemy i nic dziwnego, że różne firmy próbują go jakoś zaadresować. Na przykład Alcor Life Extension Foundation oferuje odłożenie problemu na przyszłość i zamrożenie zaraz po zgonie, z nadzieją, że w przyszłości nie tylko ożywienie zwłok będzie możliwe, ale że także komuś będzie się chciało i opłacało je przeprowadzić. Zamrażanie całego ciała kosztuje 200 tys. dolarów, a samej głowy, okazyjnie, zaledwie 80 tys. dolarów, więc można się skusić – choć trzeba przyznać, że pożegnania na łożu śmierci, kiedy krewni na zapleczu uruchamiają piłę łańcuchową, będą miały specyficzny urok.
Sama nauka też nie próżnuje. W laboratoriach na całym świecie trwa wyścig z czasem. Naukowcy z Harvard Medical School wydłużyli życie myszy o 10% dzięki odkryciom związanym z rapamycyną. Firma Altos Labs, finansowana między innymi przez Jeffa Bezosa, zatrudnia noblistów do badań nad reprogramowaniem komórkowym. Google’owy Calico analizuje DNA długowiecznych gatunków, szukając sekretów stulatek z Okinawy i rekinów grenlandzkich. Brzmi imponująco? Owszem. Ale przyjrzyjmy się bliżej. Najdłużej żyjący ssak, wieloryb grenlandzki, dożywa 200 lat. Jego komórki dzielą się wolniej, mechanizmy naprawy DNA działają sprawniej, ale fundamentalna biologia pozostaje ta sama. Telomery się skracają. Białka ulegają degradacji. Entropia, jak kasyno, zawsze wygrywa.
Jasne, senolytics – leki usuwające stare komórki – pokazują obiecujące rezultaty. Metformina, lek na cukrzycę, być może doda kilka lat życia. Boostery NAD+, rapamycyna, transfuzje krwi od młodych – wszystko to realnie istnieje, wszystko jest testowane, ale nic nie robi radykalnej różnicy. Choć niektórzy liczą na to, że próbować warto. Miliarder Bryan Johnson zatrudnia ponad 30 lekarzy, przyjmuje ponad 100 suplementów dziennie, stosuje rygorystyczną dietę i różnorodne terapie, wydając na swoje działania około 2 milionów dolarów rocznie – wszystko po to, aby pokonać śmierć. Wierzy Davidowi Sinclairowi z Harvardu twierdzi, że starzenie to proces pogarszania się epigenicznych zasobów informacyjnych w komórkach. Bardziej ludzkim językiem – że to choroba, którą można leczyć. Może i ma rację, tyle że to choroba terminalna.
Niestety, nawet te optymistyczne prognozy mówią o wydłużeniu życia o 20-30 lat w ciągu najbliższych dekad. Pesymistyczne – że dożyjesz może setki. Nasze neurony, nawet wspierane najlepszą medycyną, nie są zaprojektowane na wieczność. Mózg to nie dysk twardy, który można defragmentować w nieskończoność. Oczywiście, nie wszyscy się zgadzają. Choćby wybitny futurolog, Ray Kurzweil, jest zdania że zbliżamy się do momentu, gdy postęp medycyny wyprzedzi starzenie: będziemy w stanie wydłużać życie szybciej, niż zbliżać się będzie śmierć. Twierdzi, że człowiek, który przeżyje tysiąc lat, już się narodził. Stawia tu na nanoboty, czyli nieustanne naprawianie komórek przez mikro maszyny, które faktycznie mogłyby za 30-40 lat dokonać rewolucji. Wszystko pięknie, ale to nadal jest perspektywa znacznego wydłużenia życia biologicznego, ale nie nieśmiertelności – przy długiej skali czasu prawdopodobieństwo krytycznej zapaści organizmu niestety zbliża się do jedności.
„To przeniesiemy świadomość do komputera!” – krzyczą transhumaniści. Pełen Matrix, całe ja w krzemowej formie, co pięknie opisał Dukaj, choćby w „Samotności Aksolotla”. Pomińmy filozoficzny problem, czy kopia to nadal ty – zostawię go na osobny felieton. Skupmy się na fizyce. Nawet najbardziej wydajny komputer potrzebuje energii. Słońce za drobne 5 miliardów lat stanie się czerwonym olbrzymem. Galaktyki się rozpraszają. Gwiazdy gasną.
Koniec końców, druga zasada termodynamiki nie zna wyjątków. Wszechświat zmierza ku maksymalnej entropii, ku ciepłej śmierci, gdzie ostatnie czarne dziury wyparują w promieniowaniu Hawkinga za 10^100 lat. Twoja cyfrowa kopia, choćby najdoskonalsza, potrzebuje hardware’u. A hardware potrzebuje Wszechświata – ten z kolei nie jest wieczny. Nawet gdyby udało nam się przenieść na interfejs krzemowy, nawet jeśli rozsialibyśmy kopie zapasowe po różnych planetach (bo synchronizacja danych pomiędzy gwiazdami wedle obecnego stanu wiedzy zajmowałaby zbyt długo), to i tak czeka nas smutny koniec. Choć fajnie byłoby popatrzeć na to, jak gwiezdne czarne karły zderzają się ze sobą jak kręgle, szanse na to są bardzo mizerne.
Paradoksalnie, ta pewność śmierci może być wyzwalająca. Skoro nieśmiertelność to mrzonka, może warto skupić się na jakości, nie ilości? Medycyna da nam dodatkowe zdrowe dekady – wykorzystajmy je mądrze.
Bo umrzesz. Ale zanim to nastąpi, masz jeszcze trochę czasu.