Mnie się upiecze, a co złego to Joey!

Po sezonie pełnym słońca, plażowania, piknikowania i opychania się ciastem ze świeżymi owocami nastaje jesień. Słońce i owszem, ale zwykle wtedy, gdy człowiek w pracy, więc tyle mamy z niego, że nam się samochód jeszcze zmieni w piekarnik.

Ale w sklepach już oferta świąteczna wraz ze zniczami, grillowe tacki całkiem odeszły w niepamięć, a na wieszakach raczej wełna niż bikini. Jak choć na chwilę przywołać wspomnienie letnich dni? Ciasto drożdżowe z owocami! Oj, jakże bym zjadła cieplutki, wilgotny kawałek drożdżowego placka… Dokładnie takiego, jaki mi jeszcze nigdy w życiu nie wyszedł.

Ale czy to ma być powód, dla którego zostanę bez lata i bez ciasta? No way.

Odkąd ChatGPT uratował mi portfel i wieczorne spotkanie z przyjaciółmi, częściej zagaduję go o przepisy, bo najlepsze jest to, że łatwiej go pytać niż „wujka Google’a”. Stary dobry wujaszek każe najpierw przebijać się przez gąszcz witryn, a potem i tak trochę kulą w płot. A spróbuj źle zadać pytanie… Hoho, będzie się czkawką odbijało przez całe skrolowanie. Chat natomiast serwuje przepis na tacy – żebym ja na tacy mogła podać jeszcze ciepłe danie. A jak kapryszę, że nie to, nie takie, za trudne, za nudne, to cierpliwie donosi kolejne tace z nowymi propozycjami.

Mi jednak wciąż mało. Lubię rozmawiać, lecz w tym przypadku irytuję się tym, że ten mój wirtualny rozmówca taki gładki, poprawny i zupełnie bezpłciowy. A gdyby tak domowe „Gotuj z” sobie urządzić i nadać chatu wybraną osobowość? Pytam więc AI, czy może być Chandlerem Bingiem, tym z Przyjaciół. Przystaje chętnie i natychmiast oferuje przepis na ulubione drożdżowe Moniki.

No to próbuję. Ale na starcie schody. Bo tak się z tą nowo wcieloną Inteligencją zagadałam, że spaliłam kawiarkę. No i czyja to teraz wina? Ha! Sztuczny Chandler podpowiada: „Co złego, to Joey!” Bo na poczciwego Joey’ego trudno się przecież gniewać. Wybaczam mu więc z miejsca i ogarnąwszy kawową denatkę zabieram się do pracy nad ciastem. Wszystko super. Najpierw przyjemne rozdrabnianie w palcach drożdży, czekanie, aż zaczyn wyrośnie. Potem nawet dziecko zaangażowane, bo mąkę dosypuje i jajka rozbija i kawę mamusi robi na swojej dziecięcej kuchence. Jeszcze owoce – jeden do buzi, jeden na placek, trzeci na podłogę. Gotowe! Do pieca!

Zaczynam ogarniać kuchnię, no i… come on! Joey! Zapchałeś ciastem sitko od zlewu! Czyszczenie czegokolwiek z drożdżowego ciasta to koszmar. Na szczęście i tu Sztuczny Chandler przybywa z dobrą radą.

Posprzątane, gotowe, można jeść!

Ciasto wyszło dobre, puszyste, wilgotne, tak wspaniale wakacyjne, na jakie miałam ochotę. Z Chandlerowym Chatem Ci się upiecze! A jak nie, to niech się gęsto tłumaczy Joey! Bo nawet gdy za oknem głęboka jesień, Przyjaciele – ci prawdziwi, ci na ekranie lub wirtualni – niezawodnie przychodzą z pomocą. I ciastem!

Autor

  • Agnieszka Dahlke

    Pedagog na urlopie – mama na etacie, i to podwójnym. Lubi raz po raz coś ugotować i pochwalić się publicznie. Ostatnio zmienia książki kucharskie na ChatGPT

    View all posts

Agnieszka Dahlke

Pedagog na urlopie – mama na etacie, i to podwójnym. Lubi raz po raz coś ugotować i pochwalić się publicznie. Ostatnio zmienia książki kucharskie na ChatGPT

Podziel się

Może Cię zainteresować