Dodatek „Machine Age” do gry Stellaris [recenzja]

Jeszcze parę lat temu jedyną opcją na podsłuchanie tego, co dzieje się w naszej głowie, był rezonans magnetyczny czy też elektrody nakładane w formie czapki na głowę pacjenta.

Stellaris: Machine Age.

Teraz jednak technologia prze do przodu, również w tej dziedzinie – niedawno byliśmy przecież świadkami pierwszych wszczepień interfejsów Neuralink, łączących ludzki mózg z komputerem. To, co wczoraj wydawało się sci-fi, dziś jest naszą codziennością. Z tego powodu ciekawym doświadczeniem jest powrót do gry, w której rozwój technologii odgrywa kluczową rolę. Mowa oczywiście o Stellaris – grze 4x od Paradox Interactive, która wraz z najnowszym dodatkiem „Machine Age” oferuje ciekawą podróż przez możliwe scenariusze przyszłości.

Mnogość nowych wydarzeń sprawia, że często to czytanie opisów zdarzeń w naszym imperium jest najciekawszą częścią gry.

Kosmiczny sandbox epickich rozmiarów

Stellaris – gra, która znana jest z epickich rozmiarów kosmicznego sandboxa, ewoluowała znacząco od czasu premiery. To, co kiedyś wyglądało jak proste „malowanie” galaktyki na kolor naszego imperium, teraz bardziej przypomina rozbudowane RPG, gdzie naszą „postacią” jest cała cywilizacja. Każda decyzja może mieć daleko idące skutki nie tylko dla naszego imperium, ale dla całej galaktyki (o czym przekonałem się przy pierwszym zderzeniu z aktualną wersją gry). Jednocześnie, pomimo wieku (gra została wydana w 2016 roku!), gra się w nią naprawdę świetnie – a to za sprawą DLC (dodatków), które oferują coraz to większą gamę usprawnień i funkcjonalności, czy też suwaczków i opcji do wyboru. Nie inaczej jest tym razem.

Czasami, interfejs przypomina bardziej nakładkę graficzną na Excela niż nowoczesną grę strategiczną.

Nowy dodatek „Machine Age” wprowadza szereg intrygujących elementów do gry. Skupia się na tematyce AI i syntezie technologii z biologią, oferując nowe ścieżki rozwoju dla naszych cywilizacji. Dodatek implementuje również nowe kryzysy i wyzwania, które testują nasze umiejętności zarządzania imperium w obliczu technologicznych zagrożeń. Postanowiłem sprawdzić, jak te zmiany wpływają na rozgrywkę.

Inspirowany niedawnymi doniesieniami o Neuralinku,  zdecydowałem się stworzyć imperium, które traktowałoby symbiozę  z maszynami w kategoriach religii. Moja cywilizacja, kierowana wiarą w „elektroniczne wybawienie”, miała za zadanie poprowadzić swoje społeczeństwo ku technologicznej transcendencji. Miałem tutaj spore pole do popisu – ilość opcji dostępnych w Stellaris może oszałamiać. Gra oferuje niezliczone możliwości kształtowania historii naszej cywilizacji, od wyboru jej pochodzenia, przez ścieżki rozwoju technologicznego, wartości, aż po niuanse dyplomacji międzygwiezdnej. I choć w samym menu kreacji cywilizacji spędziłem godzinę, to tym, co naprawdę imponuje, jest różnorodność możliwych historii, jakie możemy stworzyć. Każda rozgrywka to potencjalnie nowa, unikalna opowieść o wzlotach i upadkach kosmicznego imperium. Dzięki temu można grać w nią wielokrotnie, raz za razem odkrywając nowe rozgałęzienia historii, które prezentowane są nam w formie komunikatów oraz zdarzeń na mapie galaktyki.

Zaskakująco dobrze trzymająca się szata graficzna gry sprawia, że oglądanie naszych planet z bliska to przyjemność.

Graficznie Stellaris, mimo upływu lat, wciąż prezentuje się po prostu ładnie. Układy słoneczne i planety wyglądają spektakularnie, choć trzeba przyznać, że interfejs gry momentami bardziej przypomina zaawansowany arkusz kalkulacyjny niż typową grę strategiczną. To jednak charakterystyczne dla gier z gatunku grand strategy i, choć może początkowo odstraszać, z czasem okazuje się niezbędne do efektywnego zarządzania rozległym imperium kosmicznym. Zdecydowanie nie jest to gra dla „niedzielnych graczy”, a raczej dla osób szukających wyzwania na długie wieczory.

Stellaris starzeje się, jak dobre wino

Natomiast sam powrót do Stellaris okazał się fascynującym doświadczeniem. Nowe elementy wprowadzone przez „Machine Age” dodają głębi rozgrywce – w moim imperium pojawiły się frakcje, które natychmiast zaczęły wygłaszać swoje postulaty oraz dzielić populację, co spowodowało wzrost niezadowolenia społecznego. Technologie, które odblokowałem poprzez skupienie się na połączeniu biologii z technologią, finalnie spowodowały upadek mojej cywilizacji – przy okazji powodując też zniszczenie co najmniej kilku innych imperiów, w ciągu pierwszych kilku minut trwania tego kryzysu. I to jest, moim zdaniem, największą siłą nowego dodatku – wraz z aktualizacjami do balansu, Paradox doprowadził do sytuacji, w której po raz pierwszy w mojej historii grania w Stellaris napotkałem kryzys, którego nie udało mi się rozwiązać. Po setkach godzin spędzonych w grze po raz pierwszy zobaczyłem napis „Game Over” – ale sprawiło to tylko, że nabrałem jeszcze większej ochoty na dalsze eksperymenty.

Stellaris z dodatkiem „Machine Age” to solidna propozycja dla fanów strategii i technologii. Choć nie jest to gra rewolucyjna – ba, daleko jej do tego – oferuje wciągającą rozgrywkę i ciekawe spojrzenie na możliwe scenariusze rozwoju technologicznego. Jak dla mnie to solidne 8/10 – wciąż jedna z najlepszych gier w swoim gatunku, która z każdym dodatkiem staje się coraz bogatsza i bardziej złożona. Dla miłośników science fiction i gatunku grand strategy Stellaris pozostaje pozycją obowiązkową.

Piotr Penar

Piotr Penar

Podziel się

Może Cię zainteresować